Drzemiąca siła

By 22:34 , ,

Ostatnio nie tylko tutaj zapanowała cisza. Dla moich treningów i wszystkich startów w tym sezonie przypieczętowano wielki znak zapytania. Przez 1,5 tygodnia nie było wiadomo czy jakiekolwiek plany na ten rok będą możliwe i czy nie będzie wymagana dalsza hospitalizacja. Jak nietrudno się domyślić, zamiast psychicznie motywować organizm do walki, bardziej go dobijałam zamartwianiem się. Klęłam na wszystkie wymówki, na wszystkich, których spotykałam w parku, bo akurat biegali i klęłam na tych, którzy chcą zacząć, a jakoś nie mogą się zebrać. Generalnie dostał cały świat i każdy z osobna. Obiecałam sobie, że jeśli będzie dane wrócić mi gry jeszcze w tym sezonie napiszę coś ku przestrodze i motywacji.

Czas jest nieubłagany. Względny i bezwzględny. Dla mnie te półtora tygodnia ciągnęło się w nieskończoność. I prawdą starą jak świat jest, że dopóki coś nie zawiśnie na włosku albo się tego nie straci, to nie zawsze potrafimy w pełni docenić tego wartość. Nie doceniałam pasma "sukcesów", przebiegniętych kilometrów, godzin na treningach, diety, która nie wyklucza niczego, nie doceniałam zwykłej, najprostszej możliwości ruchu dopóki prawie mi tego nie odebrano. Musiałam swoje odczekać, po marudzić i powzdychać, żeby w pełni i racjonalnie zrozumieć swoje położenie. Nieprawdą jest, że to, co mamy teraz dane jest trwałe. Forma jaką mamy może wzrosnąć, a możemy ulec kontuzji. W pracy możemy awansować, bądź ją stracić, zdrowie dopisuje, a zaraz jeden problem rozpoczyna domino. Bliscy przychodzą i odchodzą. A wystarczył jeden moment na izbie przyjęć, żeby w pełni pojąć wagę tejże oczywistości.

Pierwsza oczywistość, nie wykorzystujemy swojego potencjału. Abyście uwierzyli mi na słowo potwierdzają to badania z 2011 roku w "European Journal of Applied Physiology", podczas którego zmierzono maksymalną siłę uczestników w pierwszej próbie (5 sekundowe ćwiczenie), następnie poproszono o pracowanie najdłużej jak to możliwe z intensywnością 90% maksymalnego wysiłkowi. Motywowano uczestników nagrodami pieniężnymi dla najlepszych, podczas drugiej tury ćwiczeń w ramach rywalizacji informowano uczestników o postępach. Po tym etapie poproszono uczestników o ocenę swojego zmęczenia w skali od 6 do 20. Średnia wyników wyniosła 19,6. Na końcu powtórzono 5-sekundowe ćwiczenie. I choć badani mieli 30% gorsze wyniki to pracowali trzykrotnie mocniej niż podczas drugiego etapu. Skąd więc ta siła?

Druga oczywistość, oszukujemy samych siebie i zamartwiamy się na zapas. Jesteśmy mistrzami wymyślania odpowiedniej wymówki do odpowiedniego zdarzenia. Często lepsi z nas bajkopisarze niż biegacze/pracownicy/studenci. Na każdą niechęć, niemoc czy brak umiejętności/wiedzy zawsze znajdzie się wytłumaczenie. Dlaczego więc nigdy nie znajdziemy odpowiedniego planu, jak to pokonać? Jak sprawić, żeby dany problem nas nie przerastał i żeby nie trzeba było się głupio tłumaczyć?



Trzecia oczywistość, nie doceniamy danych szans. Jestem zwolennikiem teorii, że pomysły/idee/plany krążą gdzieś we wszechświecie. Magicznie pewnego dnia trafią do nas, gotowe do działania, gotowe do spisania czy wykonania. Niestety mają termin przydatności i bywają kapryśne. Nikt z resztą nie lubi oczekiwać w nieskończoność. Dla nich nie ma "później", "w innym terminie" albo "jak będę...", po prostu ruszają w drogę znaleźć kogoś, kto będzie chciał je wcielić w życie.

Jest w nas więcej siły i charakteru niż myślimy. Jeśli potraficie zbudować wytrwałość i twardość pracując nad samym, to uwierzcie mi, nic nie będzie w stanie was pokonać. Ta sytuacja, ta choroba upewniła mnie tylko, że cegiełki, które tak wytrwale od dwóch lat odbudowuję przyniosły efekt. Jestem cholernie dumna z tego co już mam i niecierpliwa, co jeszcze mogę osiągnąć. A o tym jak zakończyły się badania i jak zostałam "kolejnym Armstrongiem" i dlaczego napawa mnie to dumą opowiem wam w następnym wpisie!

Bycie szczęśliwym jest banalnie proste. Serio! :)

You Might Also Like

0 komentarze