Tydzień pełen wrażeń

By 22:28 , , , , , , ,


Pełen wrażeń to mogę wrzucić w kategorię niedopowiedzeń roku, ponieważ nawet wtedy, kiedy organizm funkcjonuję prawidłowo, rzadko kiedy narzucam sobie taki wysiłek pod rządu. A tu od zawodów do zawodów, a potem się człowiek dziwi, że kończy z 39° gorączki. Chociaż w moim przypadku wszystko jest możliwe i nawet takie przeciwności nie ostudzają moich "genialnych" pomysłów na życie.

Z ręką na sercu mogę śmiało rzec, że ten tydzień przepracowałam dosyć ciężko. 19 marca rozpoczęłam zmagania z Koroną Półmaratonów ONICO Półmaraton Gdynia, następnie w tygodniu lekkie rozbiegania, żeby na 25 marca śmiało taplać się w błocie na Biegunie Bagienna Zmora i wsiąść w pociąg do Poznania, aby 26 marca wystartować w 10. PKO Poznań Półmaratonie. Pracowicie, prawda? To teraz na własne życzenie mam przerwę najprawdopodobniej do Runmageddonu w Gdyni.



Naprawdę nie wiem ile potrzeba czasu, żeby do tak małego rozumku coś dotarło i medal tym, którzy nawiązują z nim kontakt i choć przez 5-10 minut starają się ten móżdżek trochę naoliwić i nakierować na właściwe tory. Nie da się. Próbuję od 22 lat i jakoś opornie to idzie ;) Jednakże... nie wierzę, że przejdzie mi to przez gardło, a dokładniej klawiaturę, ale chyba jednak warto trochę zwolnić i dać tym płucom trochę się podleczyć. Największą przykrość sprawiam sobie i później to ja gryzę się z tymi wynikami, które tak słabe nigdy nie były. Nadmiar ambicji bywa bardzo zgubny, a często jest wręcz destrukcyjny. Poczucie, że bycie idealnym uchroni cię od porażek i rozczarowań jest już tak głęboko zakorzenione, że nie umiem zrezygnować i odpuścić. A potem na mecie pozostaje mi tylko ubolewanie, że znów nie poszło.

Ani to mądre, ani właściwe. Więc bierzcie czytelnicy przykład ze mnie, jak w życiu nie postępować i nie doprowadzać siebie do granic wytrzymałości. I choć w tym szaleństwie jest gdzieś szatańska metoda, nikomu jej nie polecam.

Natomiast jeśli chodzi o podsumowania i wrażenia to powiem Wam, że to był tydzień roku. Po pierwsze, okazało się, że choć mam złośliwy charakter, cała drużyna bardzo mi kibicowała, a od rana sypały się wiadomości o stan mojego zdrowia. Po drugie, pomimo choroby nadal udowadniam sobie, że nic mnie nie złamie. Po trzecie, meta w Poznaniu była zwieńczeniem marzeń każdego biegacza, uczcie wbiegania jak na stadion olimpijski bezcenne, nie do podrobienia. Po czwarte, po tak długim odstępstwie w końcu mogłam wystartować w biegu OCR i po piąte ostatecznie potwierdziły się moje plany na weekend majówkowy. Mam najlepszego partnera, można powiedzieć weterana biegów przeszkodowych, który obiecał mi, że to my złamiemy Runmageddon Ultra a nie on nas :) A podsumowanie w liczbach wyszło tak:

1) Złamana ponownie granica 5 min/km - 3 km w średnim tempie 4:52
2) Dyszka złamana do 55:30
3) Półmaraton w 2:02:20

Świata olimpijskiego nie podbiję, ale przynajmniej zmieniam swój!

You Might Also Like

0 komentarze