Runmageddon Rekrut Warszawa

By 21:40 , , , , , , , , , ,


Przychodzi taki dzień, kiedy zastanawiasz się nad punktem, w którym aktualnie przebywasz. Zastanawiasz się nad obranymi celami, nad podjętymi decyzjami, nad plusami i wadami obecnego stanu rzeczy i albo dochodzisz do wniosku, że wszystko jest do chrzanu, bo nic nie idzie po Twojej myśli, albo jest do chrzanu, ale coś z tym robisz. I od kiedy działam jakoś łatwiej mi rozliczać swoją pracę i wysiłek, jaki włożyłam w realizację pewnych przedsięwzięć. W końcu jedyna opinia, jaka powinna nas interesować to ta, którą wystawiamy sami sobie. I nie chodzi tu o wychwalanie samego siebie. Głównie chodzi o wiarę we własne możliwości i łamanie uprzedzeń.


W związku z tymi działaniami postanowiłam spróbować swoich sił na wolontariacie przy organizacji pierwszego eventu w tym roku, czyli Runmageddon Warszawa Rekrut oraz Hardcore. Bardzo chciałam zobaczyć od środka, jak taka impreza powstaje i przez chwilę postawić się na miejscu tych, którzy zawsze wytrwale witają mnie przy przeszkodach.


Okazało się, że jak sam bieg jest wymagający, tak jego organizacja to majstersztyk przemyślunku i pomyślunku. Nawet magister inżynier logistyki może potrzebować wsparcia :) I nie ma w tym ksztyny przesady czy wyolbrzymiania, ponieważ te kilka dni przed imprezą są przepełniony gwarem niekończącej się pracy, żebyśmy my, zawodnicy, mogli się z rozkoszą potaplać w błocie przez jakąś chwilę :)


Wolontariat pokazał mi, że te półtorej godziny, które spędziłam jako zawodnik na trasie, jest tylko malutką kroplą w morzu godzin, którą trzeba poświęcić, aby taką imprezę zorganizować od A do Z. Od tej pory zupełnie inaczej spojrzę na wolontariuszy, inaczej na organizatorów czy inżynierów, bo teraz sama na własnej skórze przekonałam się, jak wiele potrzeba, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik.


Dzięki uśmiechowi losu mogę z dumą powiedzieć, że kilka przeszkód na trasie składałam własnymi siłami i kiedy dobiegłam choćby do Multi Riga wiedziałam, że zbudowałam go sobie sama i nie mogę narzekać ;) W czwartek i piątek moja pomoc skupiała się głównie wokół budowania przeszkód. Postawiliśmy Multi riga, Wdowę, Wiatrową i Kratownicę z łańcuchami. Sobota i niedziela jako dni eventowe skupiały się głównie na pilnowaniu trasy bądź pracy na miasteczku. Zaś od poniedziałku trzeba było naszą pracę zapakować do worka, aby event mógł ruszyć dalej.


I powiem Wam szczerze, że nie wyobrażam sobie powrotu do szarej rzeczywistości, bez pobudek o 6, bez tej rodzinnej atmosfery, bez tych ludzi i bez tego błota. Choć miejscami było już ciężko, a zmęczenie zaczęło dawać w kość to nie zamieniłabym tych dni na żadne inne. Tej atmosfery nie da się podrobić, tych ludzi nie da się nie lubić, a obok Runmageddonu nie da się przejść obojętnie. Zależało mi na dobrej zabawie, a dostałam więcej, niż mogłam oczekiwać. Nie od dziś wiadomo, że wspomnienia tworzą ludzie. Nie ważne jest otoczenie, nie ważne są pieniądze. Najbardziej w pamięci zostaje atmosfera, przyjaźnie, znajomości, nowe doświadczenia. A wrażenia, jakie wyniosłam z Warszawy będą mi towarzyszyć bardzo długo :)


Zaś sam bieg napędzał mi stracha już na parę dni przed. Panicznie bałam się sprawdzenia formy, lodowatej wody i warunków niezbyt sprzyjających tego typu zabawom. I cóż się okazało? Kolejny raz potwierdza się reguła, że jesteś silniejszy niż myślisz - musisz tylko w to uwierzyć! Wystartowaliśmy we dwójkę, współpracowaliśmy na każdym kroku. Ja pilnowałam tempa, Sebastian kontrolował przeszkody. Jako team rozumiemy się bez słów, co widać po naszym wyniku. Z drobnymi perturbacjami dobiegliśmy w czasie 01:35:13, byłam 3 kobietą w swojej serii, a 49 na 327 kobiet generalnie. Dzięki Sebastianowi udowodniłam sobie kolejny raz, że ciężka praca przynosi efekty.


Do zobaczenia w Ełku!

You Might Also Like

0 komentarze